.
Dzisiaj Australia obchodzi święto narodowe - Australia Day.
Po ulicach spacerują młodzi ludzie ostentacyjnie przyobleczeni w australijskie flagi, lub noszą koszulki z jej symbolem.
Jest ciepło, wakacyjnie. Ludzie grillują, oglądają tenisa, wylegują się na plaży.
W telewizji politycy wszystkich frakcji mówią o budowie silnego narodu. Narodu opartego na emigrantach i tolerancyjnego wobec mniejszości pragnących w procesie tworzenia współuczestniczyć.
Komercjalny telewizyjny Kanał 7, nawołuje do kupowania australijskich produktów wytwarzonych przez australiskie firmy. I podnosi alarm, bo 90% towarów w supermarketach jest albo produkowanych w Australii przez obce koncerny, albo robionych zagranicą.
Rządowi politycy ogłaszają plan ograniczenia imigracji, bo 20-milionowa opinia publiczna jest zaniepokojona groźbą przeludnienia.
W radiu wywiad z biskupem z Brisbaine wybierającym się do Indii celem naboru młodych katolickich księży.
Jednym słowem ciemnogród i skrajna ksenofobia, według standartów polskiej elity oświeconej organem Michnika.
Nawet zawzięty liberał Sadurski nie zdzierżył, i opuścił nacjonalistyczną Australię dla internacjonalistycznej Europy. Tej niepowetowanej straty nikt nie odnotował.
....
.
Jacek Michał
wtorek, 26 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zwiężle, trafnie, w samo sedno. I dlatego ja się w Australii czuję świetnie od ponad ćwierć wieku...
OdpowiedzUsuńDo Starego Wiarusa
OdpowiedzUsuńBo to po prostu normalny kraj.