Jacek Michał

czwartek, 28 sierpnia 2008

Polityka robienia pieniędzy

Najłatwiej zarabia się na inwestycjach. Problem w tym, że trzeba wiedzieć w co wchodzić, a jakich interesów unikać. Jeżeli ktoś 28 lipca 2008 roku kupił tysiąc akcji amerykańskiej firmy Lockheed Martin to po miesiącu zarobił 12000 amerykańskich dolarów. To jest 400 dolarów na dzień. Bez kiwnięcia palcem w bucie.

W przeciągu miesiąca wartość akcji Lockheed Martin (niebieska linia, wykres 1) podskoczyły ze 104 do 116 dolarów, w czasie gdy średnia na nowojorskiej giełdzie wykazywała solidne tendencje spadkowe ze 104 na 103 dolary (bordowa linia). W tym okresie było raczej cicho o amerykańskiej firmie. Prasa nie doniosła o jakichś przełomowych zmianach wyjaśniających nagły wzrost wartości akcji, które wcześniej od października 2007 wykazywały słabe tendencje spadkowe.

Wykres 1

Głośno natomiast było ostatnio w mediach o konflikcie na Kaukazie gdzie maleńka Gruzja bombardowaniem części swego terytorium – Osetti Południowej – sprowokowała kontratakt ze strony o wiele większej Rosji. Zabijanie lub bombardowanie własnych obywateli tylko z powodu ich nieposłuszeństwa wobec rządu nie jest ogólnie uznawane za cnotę. Z tego powodu potępiane są obecnie rządy Zimbabwe, Sudanu, Rosji i Chin, a wcześniej na cenzurowanym była Serbia. Z powodu Tybetu niektórzy politycy nawet odmówili sobie przyjemności pojechania na Olimpiadę do Pekinu. Parę lat temu Saddam Hussejn przez, między innymi, złe traktowanie obywateli nie tylko doigrał się inwazji swojego kraju, ale również zapłacił za to głową.
Dodatkowym argumentem na poparcie reakcji Rosji był fakt, że pod gruzińskim ostrzałem znaleźli się również rosyjscy żołnierze stacjonujących w Osetti Południowej za zgodą Gruzji w ramach międzynarodowych sił pokojowych.
W przeciwieństwie do krajów takich jak Chiny czy Zimbabwe, potępienie Gruzji było dalekie od ogólnego. Wręcz przeciwnie, wielu bojowników o wolność Tybetu czy prawa Albańczyków w Kosowie, tym razem poparło akcję Gruzinów. Byc może przyczynił się tutaj fakt, że Prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili jest absolwentem Międzynarodowego Instytutu Praw Człowieka w Strasburgu i zapewne bombardował cywilów w sposób bardziej humanitarny niż zwykł to czynić „kat Iraku” Saddam Hussejn.
Między innymi w obronie Gruzinów wystąpiło USA. Trochę to dziwne, bo militarne poczynania Gruzji odbyły się na pozór wbrew zaleceniom rządu USA, który parę tygodni przed wybuchem wojny ostrzegał ustami Condoleezzy Rice, że w konflikcie z Rosją „rozwiązania siłowe nie mogą być stosowane przez żadną stronę”.
Dziwne to tym bardziej, ponieważ Amerykanie musieli wiedzieć o gruzińskich planach. Wedug źródeł izraelskich, Gruzja przygotowywała się do wojny z Rosją przez ostatnie 7 lat. Niemożliwe aby żaden ze 127 amerykańskich doradców wojskowych i nikt z ogromnej masy izraelskich wojennych speców stacjonujących w Gruzji nie wiedział co się tam dzieje. Przecież nawet Rosjanie wiedzieli o gruzińskich przygotowaniach i zgromadzili na granicy siły do kontrataku. Amerykanie musieli wiedzieć o tych rosyjskich zgrupowaniach – tego się obecnie nie da ukryć w dobie satelitarnych szpiegów.
Szkoda, że USA ograniczyło się tylko do tych paru skromnych słów przestrogi. Ujawnienie pełnej skali zagrożenia zapewne zapobiegłoby wojnie i ludzkiej tragedii.
Ale gdyby nie doszło do wojny to prawdopodobnie akcje Lockheed Martin – giganta przemysłu zbrojeniowego (140 tysięcy pracowników) – utrzymywałyby trend spadkowy. Warto przypomnieć, że był taki podły czas pomiędzy 1998 a 2000 rokiem, gdy wartość akcji tej firmy (niebieska linia, wykres 2) spadła o 75% z około 60 do 15 dolarów (w tym okresie średnia na giełdzie (bordowa linia) utrzymywała solidny kurs powyżej 60 dolarów). Kondycja firmy znacznie się poprawiła po ataku 11 września 2001. Wojna w Iraku również miala ożywczy wpływ na notowania Lockheed Martin. Jakkolwiek, ostatnimi czasy, po wyeliminowaniu domniemanego zagrożenia ze strony Korei Północnej, postępującej stabilizacji w Iraku, przy ograniczonym wymiarze konfliktu w Afganistanie i braku dowodów na wojenne zamiary Iranu, wzrosty akcji tego superproducenta broni znacznie wyhamowały.
Wykres 2

Ponadto, gdyby nie doszło do wojny, to nie byłoby podstaw do oskarżania Rosji o powrót do polityki mocarstwowej. Nie byłoby wróżenia z fusów, że następnym celem Moskwy ma być Ukraina i Polska. Nie byłoby głosów nawołujących UE do zaostrzenia kursu w stosunku do Kremla. Byłaby cisza i spokój. Byłby klimat niebywale niekorzystny dla właścieli i udziałowców w Lockheed Martin i innych firmach zbrojeniowych.

Ciekawe czy zamierzony lub sprowokowany sprawca tego zamieszania - Michaił Saakaszwili, obecnie Prezydent Gruzji, a wcześniej prawnik zatrudniony między innymi w renomowanej kancelarii w Nowym Jorku - ma jakieś akcje w Lockheed Martin? Na zdrowy rozum powinien. W przeciwnym razie należy mu się tytuł szaleńca roku 2008.

piątek, 15 sierpnia 2008

Kto przegrał, a kto wygrał?

Dziennikarze i analitycy drapią się w głowę, gdy przychodzi im opisać konflikt gruzińsko-rosyjski. Nikt nie jest w stanie przedstawić logicznego uzasadnienia działań Prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwili.

Strona gruzińska twierdzi, że celem wojskowej operacji w regionie zamieszkałym przez Osettyńców, którzy od momentu upadku ZSRR próbują oderwać się od Gruzji i połączyć z rodakami zamieszkałymi w Północnej Osetti znajdującej się w obrębie Rosji, było „przywrócenie porządku” i „neutralizacja separatystów atakujących cywilów”. Nie bardzo tylko wiadomo dlaczego do ataku doszło parę godzin po podpisaniu gruzińsko-osettyńskiego rozejmu i zgody Gruzji na rozmowy ze zwolennikami przyłączenia Południowej Osetti do Rosji.

Dlaczego Saakaszwilli zerwał umowę i nieoczekiwanie wjechał czołgami do separatystycznej prowincji i zbombardował własnych obywateli? Czyn to przecież godny szaleńca.

Minister Spraw Zagranicznych Gruzji, twierdzi, że jego rząd obawiał się, iż Rosja pragnie zająć Południową Osettie i zablokować wstąpienie Gruzji do NATO. Jaki związek ma Południowa Osettia z wejściem do NATO raczy wiedzieć tylko pan minister. Dziwnie też jakoś umknęło mu wystąpienie Condoleezza Rice, która miesiąc wcześniej w Tbilisi stwierdziła, że USA będzie walczyć o wejście Gruzji do NATO, ale Gruzja musi stosować rozwiązania dyplomatyczne w konflikcie z Rosją. Sekretarz Stanu USA wyraziła się bardzo jasno - „rozwiązania siłowe nie mogą być stosowane przez żadną stronę”.

Dlaczego Saakaszwilli postąpił wbrew zaleceniom swego największego sojusznika? Czy były to rzeczywiście działania, o których rząd USA nic nie wiedział? Mało to prawdopodobne. Trudno sobie wyobrazić aby żaden ze 127 amerykańskich doradców wojskowych stacjonujących w Gruzji nie miał pojęcia o przygotowaniach do ataku, który doprowadził do zrujnowania stolicy Południowej Osetti i w rezultacie ostrej reakcji Moskwy. Chyba, że Amerykanie wysłali tam samych przygłupich nierobów?

Czy to Gruzini, jak twierdzi Saakaszwili, zostali sprowokowani? Czy też, jak sugeruje wiele faktów, Gruzja sprowokowała Rosję? Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł oczekiwać braku reakcji Kremla na brutalny atak na pro-rosyjskich separatystów. Co jak co, ale Sakaszwili musiał brać pod uwagę zbrojną reakcję Rosji. A w tej konfrontacji zwycięzcą mogła być tylko Moskwa.

Cóż więc osiągnął wytrawny polityczny gracz, jakim jest obecny Prezydent Gruzji – wykształcony w USA prawnik, który pięć lat temu sprytnie pozbył się starego wygi Szewardnadze? Jednym pozytywem, wydaje się być scalenie koalicji państw Europy wschodniej występujących ostro przeciwko Rosji w obronie Gruzji. Drugim, wątpliwym, pozytywem jest przyklejenie Rosji łatki „brutalnego agresora”. Nieważne, że Rosja zareagowała na nieodpowiedzialną akcję Gruzinów. Neokonserwatyści blisko związani z lobby izraelskim, już wskazują na Ukrainę jako na następną ofiarę rosyjskiej inwazji.

Wpisuje się to w ogólnie znane prawidła. Polityka przecież opiera się na stwarzaniu podziałów i zagrożeń. Po spacyfikowaniu Iraku, Afganistanu i Północnej Korei powoli zaczeło brakować wiarygodnych „zbójników”, którymi by można skutecznie postraszyć wyborców. Konflikt kaukaski pozwolił wykreować nowego „chuligana”. Teraz już nie tylko Iran, ale również współpracująca z Persami Rosja znalazła się na celowniku. Nie bez kozery, w konflikcie kaukaskim rosyjska soldateska dopuściła się wielokrotnie nagannego wykroczenia rabunku lodówek.

Radek Sikorski gorąco zaprzecza, ale niespodziewana zmiana postawy rządu Tuska do zainstalowania amerykańskiej tarczy rakietowej w Polsce, była z pewnością wynikiem nagłego pojawienia się wizji groźnego rosyjskiego misia. Na dodatek, w środku wywołanej przez Gruzję wojny, Witold Waszczykowski główny polski negocjator w sprawie tarczy ujawnił, że rząd Tuska blokował rozmowy z Amerykanami dla prywatnych korzyści rządzących, i by zrobić na złość Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Trudno nie dojść do konkluzji, że panowie Sikorski i Tusk zostali wystawieni do odstrzału niczym bezmyślnie gdaczące kaczki. Ich bezużyteczność stała się nagim faktem dla dotychczasowych promotorów i sprzymierzeńców. Ich marzenia o prezydenturze odpłyneły chyba bezpowrotnie w siną dal. Nie ma bowiem litości dla politycznych nieudaczników. W najlepszym razie pozostaje im wizja politycznej synekury w stylu Aleksandra Kwaśniewskiego. Gdzie im do „Kaczorów”? Może im się uda dotrwać do końca kadencji?

Prezydent George W. Bush powiedział ,że jest „bardzo zadowolony z rozwiązania” w Polsce.




http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/georgia/2547517/Georgia-Mikheil-Saakashvili-the-man-who-lost-it-all.html

http://news.bbc.co.uk/1/hi/world/europe/7551576.stm

http://www.time.com/time/world/article/0,8599,1831244,00.html?iid=sphere-inline-sidebar

http://www.latimes.com/news/printedition/front/la-fg-saakashvili12-2008aug12,0,2111136.story

http://www.rp.pl/artykul/102661,175401_Grozi_nam_nowa_zimna_wojna.html

http://www.rp.pl/artykul/102661,175929_Prezydenci_z_Europy_powinni_dostac_Nobla.html

http://www.rp.pl/artykul/68094,175930_Kreml_chcial_dac_lekcje_Gruzinom.html

http://www.rp.pl/artykul/2,175108_Waszczykowski__prezydent_nie_zbierze_laurow.html

http://news.bbc.co.uk/1/hi/world/europe/7561926.stm

sobota, 9 sierpnia 2008

Kaukaska biała plama

Według Google Earth, na dzień 10 sierpnia 2008 (Sydney Time) w Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie nie ma miast, wiosek, dróg. Nie ma nic. Cywilizacyjna biała plama. Nie jest to chyba to skutek działań wojennych rozpoczętych, de facto, wczoraj. Jedynie wybuch bomby atomowej mógłby doprowadzić w krótkim czasie do takich zinszczeń. Jak na razie, nic nie wiadomo a ataku nuklearnym w tym rejonie.
















Prywatność a demokracja


W Polsce toczy się gorąca dyskusja, na temat zasadności upublicznienia świadectwa zdrowia przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk, by wywrzeć presję na politycznym przeciwniku, ogłosił lekarski raport na swój temat – Podobno ma wytrzeszcz, ale poza tym jest zdrowy jak koń. Premier, najwyraźniej liczy, że u starszego Kaczyńskiego lekarze znajdą co najmniej powiększoną prostatę, jeden albo (lepiej) dwa hemoroidy i kamień żółciowy – im większy tym lepszy z punktu widzenia Tuska.

Łukasz Warzecha, dziennikarz niemieckiego Faktu, na swoim internetowym blogu zastanawia się nad przyczynami niechęci Lecha Kaczyńskiego do ujawnienia raportu lekarskiego na temat prezydenckiego stanu zdrowia. Nie przekonuje go argument „prywatności” medycznych danych. Dociekliwy pracownik polskojęzycznej gazety pisze: „Wolałbym od posłów PiS usłyszeć raczej rzeczowe uzasadnienie, dlaczego to obywatele nie mogliby się zapoznać ze stanem zdrowia najwyższych urzędników państwowych”.

Innymi słowy, Łukasz Warzecha ma sobie za nic zapisy w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stwierdzające, że każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (Art. 47) i, że nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby (Art 51.1). Nic go nie obchodzi, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny (Art 32.2), a wszyscy obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach (Art 60).

Kiepska znajomość, lub negowanie podstawowych zasad prawnych, nie przeszkadza jednak komentatorowi wydarzeń politycznych w „demokratycznym państwie prawnym”, jakim jest Rzeczpospolita, w generalizowaniu i wyciąganiu daleko posuniętych wniosków. Łukasz Warzecha uważa, że „w politycznej rozgrywce z zasady może zostać wykorzystane wszystko, co dotyczy polityka i jest to sytuacja normalna”.

W tym momencie pojawia się szereg pytań. Prezede wszystkim, czy można postawić znak równości pomiędzy „normalną sytuacją” a „sytuacją prawidłową”? Z pewnością nie w każdym przypadku. Normalką jest w Polsce dawanie w łapę lekarzom, ale nie jest to sytuacja prawidłowa. Normalką też są w Polsce horrendalne cyfry śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, ale to też nie jest sytuacja prawidłowa. Łukasz Warzecha nie ma jednak problemu w zaakceptowaniu braku reguł w polityce, a zasadność politycznej wolnej amerykanki podpiera – nomen omen - przykładem z USA, gdzie jak twierdzi, w polityce „sfera prywatności (...) właściwie nie istnieje. A amerykańska demokracja ma się świetnie”.

Nie bardzo wiadomo skąd, i jaką drogą Warzecha doszedł do takiej konkluzji. Według ogólnie przyjętych norm logicznych, „prywatność” albo istnieje, albo jej nie ma. Czyżby w USA była jakas inna jej forma, która niczym kartofel w zimie istnieje na pograniczu bytu i niebytu - i można by powiedzieć, że jest, ale waściwie jej nie ma? Czy to może wytwór wyobraźni Warzechy?

I jak w takim razie ma się przekonanie Warzechy o świetności amerykańskiej demokracji? Czy można dziennikarzowi Faktu zawierzyć? Czy oparte jest na przypadku zjednoczonego politycznego frontu rządu Busha, opozycji i potężnych amerykańskich mediów, który doprowadził do zbrojnej napaści na Irak opartej jedynie na kłamstwach i oskarżeniach sfabrykowanych przez amerykańskich polityków. Czy może zauroczenie Warzechy amerykańskim systemem wynika z kilkutygodniowej zwłoki w akcji ratowniczej po huraganie „Katrina” na Florydzie w 2005 roku? Czy może oparte jest na braku amerykańskiego wydawcy gotowego opublikować opracowanie naukowe „The Israel Lobby” opisujące przemożny i niedemokratyczny wpływ rodzimej i obcej społeczności żydowskiej na politykę zagraniczną USA, które ostatecznie ujrzało światło dzienne w Wielkiej Brytanii w London Review of Books? Czy też może wynika z przyzwolenia na stosowanie tortur, wydanego armii amerykańskiej parę lat temu. A może to pogłębiająca się przepaść pomiędzy biednymi a bogatymi w USA, i malejąca z każdym dniem klasa średnia ma być dowodem na świetność amerykańskiego systemu politycznego. Czy też świadczyć ma o nim podjęta ostatnio w amerykańskim Kongresie rezolucja wzywająca polski rząd do powtórnego zapłacenia odszkodowań obywatelom o żydowskich korzeniach za szkody spowodowane narzuconą przez Sowiecką Rosję nacjonalizacją, przeprowadzaną po drugiej wojnie światowej przez komunistów, z których paradoksalnie wielu miało żydowskie pochodzenie?

Wracając do raportów lekarskich, to warto przypomnieć oświadczenie Tuska sprzed paru miesięcy, w którym Premier przyznał się do popalania za młodu marichuany. Z tą marichuaną to jest tak, że u niektórych ludzi o specyficznym układzie genetycznym, ta pozornie niegroźna używka, powoduje nieodwracalne zmiany psychiczne. Taki wrażliwiec sztachnie się dwa razy i od razu budzą się w nim demony obłedu, schizofrenii, czy też innej paskudnej neurozy. Ciekawe, jakim ukladem genetycznym cieszy się Tusk? W końcu jak ujawniać – to do końca.

http://lukaszwarzecha.salon24.pl/87562,index.html