.
W Europie, tej Zachodniej, toczy się dyskusja nad wykupieniem długów Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Kto ma to zrobić? Ile to będzie kosztować?
Alternatywą jest bankructwo tych krajów i cięcia budżetowe, na które tamtejsi autochtoni zareagują negatywnie - zapewne pogonią tamtejsze elity i zakwestionują istotę bycia członkiem Zjednoczonej Europy, która w tej krytycznej chwili się na nich wypięła.
Eurobiurokraci nie mają więc wyjścia - Pomóc trzeba.
Dla Polski to nie pierwszyzna. Za komuny napomagaliśmy się na wiele sposobów ludowym “demokracjom” na Kubie, w Afganistanie, Angolii i ZSRR. Owszem byli już wtedy malkontenci, którzy nie rozumiejąc zasad internacjonalizmu, przyspawali do szyn pociąg wiozący szynkę do ZSRR. Na szczęście, obecnie w czasach internetu, nie są oni już zagrożeniem. Pomoc prześlemy elektronicznie. W Afganistanie zresztą pomagamy nadal, i ze wszech miar fizycznie, zabijając, od czasu do czasu, paru tamtejszych cywili.
W Polsce o pomocy dla Grecji, Hiszpanii i Portugalii na razie cisza. Posłowie pseudoopozycji zawzięcie zwalczają tablice upamiętniające niemieckie ofiary sowieckich łodzi podwodnych sprzed lat blisko siedemdziesięciu. Albo drążą temat mikrofonu w uchu premiera i ewentualnego podpowiadania szefowi rządu w trakcie przemówienia. Tematy to zaiste ważne dla przyszłości Polski. Ich zaniedbanie niechybnie sprowadzi na ojczyznę plagę szarańczy. Rząd dla odmiany robi to co robić potrafi najlepiej, to jest NIC. I chwała mu za to. Bo drugą rzeczą, która najczęściej zajmuje czas rządowym oficjelom to albo uczestniczenie w podejrzanych transakcjach z zakamuflowanymi bliskowschodnimi kontrahentami ceniącymi sobie anonimowość, albo altruistyczne wspieranie wyselekcjonowanych biznesmenów.
Ta cisza wokół pomocy dla krajów śródziemnomorskich napawa goryczą. I trudno dziwić się ludziom, którzy mówią - Za komuny było lepiej. Wtedy wiedzieliśmy komu pomagamy, i kto jest winny nam wdzięczność za naszą krwawicę i poświęcenie. Teraz, nawet tego poczucia spełnienia chrześcijańskiego obowiązku nas pozbawiono.
Może nie do końca, bo raz w roku mamy okazję wesprzeć Orkiestrę Pomocy pana Owsiaka, który datki lokuje w banku, a po roku wkłady przeznacza na zakup sprzętu w szpitalach, a z odsetek opłaca swoje i swojej rodziny fundacyjne działania. Łebski chłopak! Chlebowski z Rywinem, i cała reszta bandy pseudoelitarnych złodziejskich obszczymurków, powinni się od niego uczyć.
http://www.athensnews.gr/articles/13376/08/02/2010/25337
http://www.bbc.co.uk/blogs/thereporters/gavinhewitt/
http://migal.salon24.pl/155703,tusk-zycie-na-podsluchu
http://girzynski.salon24.pl/155273,gustloff-ostatnia-bitwa
Alternatywą jest bankructwo tych krajów i cięcia budżetowe, na które tamtejsi autochtoni zareagują negatywnie - zapewne pogonią tamtejsze elity i zakwestionują istotę bycia członkiem Zjednoczonej Europy, która w tej krytycznej chwili się na nich wypięła.
Eurobiurokraci nie mają więc wyjścia - Pomóc trzeba.
Dla Polski to nie pierwszyzna. Za komuny napomagaliśmy się na wiele sposobów ludowym “demokracjom” na Kubie, w Afganistanie, Angolii i ZSRR. Owszem byli już wtedy malkontenci, którzy nie rozumiejąc zasad internacjonalizmu, przyspawali do szyn pociąg wiozący szynkę do ZSRR. Na szczęście, obecnie w czasach internetu, nie są oni już zagrożeniem. Pomoc prześlemy elektronicznie. W Afganistanie zresztą pomagamy nadal, i ze wszech miar fizycznie, zabijając, od czasu do czasu, paru tamtejszych cywili.
W Polsce o pomocy dla Grecji, Hiszpanii i Portugalii na razie cisza. Posłowie pseudoopozycji zawzięcie zwalczają tablice upamiętniające niemieckie ofiary sowieckich łodzi podwodnych sprzed lat blisko siedemdziesięciu. Albo drążą temat mikrofonu w uchu premiera i ewentualnego podpowiadania szefowi rządu w trakcie przemówienia. Tematy to zaiste ważne dla przyszłości Polski. Ich zaniedbanie niechybnie sprowadzi na ojczyznę plagę szarańczy. Rząd dla odmiany robi to co robić potrafi najlepiej, to jest NIC. I chwała mu za to. Bo drugą rzeczą, która najczęściej zajmuje czas rządowym oficjelom to albo uczestniczenie w podejrzanych transakcjach z zakamuflowanymi bliskowschodnimi kontrahentami ceniącymi sobie anonimowość, albo altruistyczne wspieranie wyselekcjonowanych biznesmenów.
Ta cisza wokół pomocy dla krajów śródziemnomorskich napawa goryczą. I trudno dziwić się ludziom, którzy mówią - Za komuny było lepiej. Wtedy wiedzieliśmy komu pomagamy, i kto jest winny nam wdzięczność za naszą krwawicę i poświęcenie. Teraz, nawet tego poczucia spełnienia chrześcijańskiego obowiązku nas pozbawiono.
Może nie do końca, bo raz w roku mamy okazję wesprzeć Orkiestrę Pomocy pana Owsiaka, który datki lokuje w banku, a po roku wkłady przeznacza na zakup sprzętu w szpitalach, a z odsetek opłaca swoje i swojej rodziny fundacyjne działania. Łebski chłopak! Chlebowski z Rywinem, i cała reszta bandy pseudoelitarnych złodziejskich obszczymurków, powinni się od niego uczyć.
http://www.athensnews.gr/articles/13376/08/02/2010/25337
http://www.bbc.co.uk/blogs/thereporters/gavinhewitt/
http://migal.salon24.pl/155703,tusk-zycie-na-podsluchu
http://girzynski.salon24.pl/155273,gustloff-ostatnia-bitwa
.
Proszę nie mówić takich głupstw, ja pamiętam komunę. Postkomuna to jednak raj w porównaniu z tym, co było wtedy.
OdpowiedzUsuń