Polacy w USA już zagłosowali. Polskie radio podaje, że „w głosowaniu wzięło udział prawie 20 tysięcy czyli o kilka tysięcy mniej niż 4 lata temu”.
W 2007 roku, według amateriału rchiwalnego Gazety Wyborczej, w samym tylko Nowym Jorku i Chicago zagłosowało 30 tysięcy rodaków. A według szacunków (wybory w zachodnich stanów rozpoczęły się później z powodu różnicy czasu), w całych Stanach Zjednoczonych frekwencja w 2007 roku wyniosła 80%. Przy około 41 tysiącach zarejestrowanych Polaków oznacza to, że 33 tysiące rodaków głosowało w USA cztery lata temu. To jest 13 tysięcy mniej w porównaniu z obecnymi wyborami. W 2011 roku znacznie więcej wyborców w USA odwróciło się od polskich polityków niż „kilka tysięcy” jak donosi PR. Spadek wynosi niebagatelne 40%.
W przeszłości USA uznawana była za matecznik PiSu, gdyż zdecydowana większośċ głosujących (około 80%) popierała partię Jarosława Kaczyńskiego. Ciekawe czy spindoktorzy PiSu uznają za porażkę tak gwałtowny spadek we frekwencji w 2011 roku. Fakty są bezdyskusyjne. Wyborcy zagłosowali nogami. Z przytupem.
A tymczasem ilość kRajan głosujących za granicą jest trzykrotnie niższa niż w 2007-mym. Mowa bowiem o kuzynach z kRaju odwiedzających wuja w Ameryce. Żaden "Polonus" nie posiada ważnego paszportu RP. Dzięki Sikorskiemu okres oczekiwania na paszport wynosi 900 lat. Mówimy zatem o dziesięciu tysiącach kRajan odwiedzających dwumilionowe skupisko Amerykanów pochodzenia polskiego. Jaka to więc frekwencja? 10 000 / 2 000 000 = 0.005 (słownie pięć promili komandosów z RP w stosunku do niegłosujących stałych mieszkańców małpiarni)
OdpowiedzUsuńza pomocą Kup pan paszport: Meme wyborcze made in Łorsoł rozprzestrzenia się jak tsunami.