Jacek Michał

sobota, 6 grudnia 2008

Powrót złomiarzy


Podobno wracają z “emigracji” nasi rodacy, którzy pobieżeli za chlebem do Anglii, Irlandii, Hiszpanii i gdzieś tam jeszcze w dalekim świecie. Przyczyna? Kryzys na Zachodzie odbija się negatywnie na ilości zmywaków, głównym miejscu zatrudnienia polskich emigrantów. W konsekwencji, wielu z nich decyduje się na powrót do kraju przodków. Spaliła na panewce akcja gazety Adama Michnika, w której parę lat temu mocno propagowano emigrację zarobkową wśród młodych czytelników.

Nic nie wskazuje, żeby obecna re-imigracja była wynikiem rządowych prób przekształcenia Polski w drugą Irlandię. Po prawdzie, w momencie gdy ostatnio Irlandia jako pierwszy kraj w Europie wkroczyła w recesję, Donald Tusk pewnie sobie uzmysłowił, że jego wyborcze obiecanki zamienienia Polski w Zieloną Wyspę brzmią teraz raczej złowieszczo. Premier na swoje usprawiedliwienie, może jedynie powiedzieć, że ta irlandzka recesja to dopust za odrzucenie Traktatu Lizbońskiego przez młodych i doskonale wykształconych Irlandczyków.
W Polsce natomiast, według sondaży, unifikacja starego kontynentu przeszłaby bez pudła. Młodzi, wykształceni Polacy zagłosowaliby za zjednoczoną Europą, nie bacząc na wyniki głosowania Francuzów, Holendrów i Irlandczyków, którzy wcześniej takowy pomysł zdecydowanie odrzucili. Dziwne to, bo w naszym kraju jest nadal silny kompleks niższości wobec Zachodu. We Francji, Holandii i Irlandii wszystko jest lepsze, trwalsze, piękniejsze i mądrzejsze - myśli wielu młodych i starszych Polaków. Powinni więc nasi zauroczeni Zachodem rodacy zagłosować na wzór swoich idoli. Tak jednak by się nie stało. Dlaczego?

Ostatnio, OECD – szanowna i szanowana organizacja - doniosła, że w Polsce jest multum studentów i świeżo upieczonych absolwentów wyższych uczelni, ale poziom ich wiedzy jest na poziomie mizerii nieznanej w innych krajach uprzemysłowionych. Innymi słowy, produkujemy hordy niedouczonych wykształciuchów. Może w tym leży przyczyna odmiennego podejścia do koncepcji zjednoczenej Europy. Perkale i paciorki obietnic europejskich biurokratów nie są w stanie kupić serc i umysłów młodych wykształconych Irlandczyków. Z kolei dla młodych i znacznie skromniej wyedukowanych Polaków, eurokraci są niczymi herosi na białych wierzchowcach, mający przynieść wolność i swobodę do ciemnogrodu ich niedokształconych umysłów. Nie na darmo Staszic kiedyś powiedział: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży wychowanie”.

Oczywiście nie sam student odpowiada za poziom swojej edukacji. Główną rolę odgrywają tutaj nauczyciele akademiccy. Trudno po nich oczekiwać cudów. Spora ich część wywodzi się z czasów komunizmu, kiedy to o promocji nie decydowała wiedza, ale przynależność partyjna lub rekomendacje SB. Ci spolegliwi ludzie bez moralnego kręgosłupa zajmują obecnie wysokie stanowiska w akademickiej hierarchii.

Szokować mogą słowa młodego, 30-letniego asystenta, który z przekonaniem o swojej racji, mówi: „Gdybym żył za komuny to też bym współpracował z SB, jeżeli bylaby to droga do zagranicznych wyjazdów na konferencje i stypendia”. Ale trzeba tego młodego człowieka zrozumieć. Jest przecież niedouczonym wychowankiem niedouczonego mistrza – sprawnego donosiciela i bezwzględnego karierowicza. Nasz młody asystent nie ma bladego pojęcia co to są wiedza i pryncypia etyczne. Jego szef nigdy mu nie wspomniał o tych „banialukach”. Nic więc dziwnego, że młoda skorupka nasiąka wszechobecnym intelektualnym zbukiem. Oprócz uczelni, pełno go przecież w prasie, radiu i telewizji. Zbutwiałe, puste autorytety propagują zbuctwo i go bronią, bo same się z niego wywodzą, bo to ich rodowód, bo zły to ptak co własne gniazdo kala. I tak kółko się zamyka – młody człowiek wyrasta w przeświadzeniu doskonałości swoich poglądów i umiejętności, które de facto są bezmyślną repliką myśli i nieudolności jego idoli - mistrzów nauk niedouczynych. Czy można więc się dziwić, że zagranicą, w wieku komputerów, zmywak to podstawowe narzędzie wykształconego w kraju Polaka?

Rok temu Donald Tusk namawiał „młodych i wykształconych” do głosowania na swoją partię. Obiecywał stworzenie w Polsce warunków – potocznie zwanych Irlandią-bis – mających ułatwić powrót do kraju tych wszystkich, którym zmywanie garów na obczyźnie już się znudziło. Jednakże parę dni temu, w trakcie wizyty w Londynie, coś się Premierowi odmieniło i ogłosił emigrantom: „Nie namawiam do powrotu”. A po chwili dodał: „Żyjemy w wolnej Europie. (...) Będę spotykał się z wolnymi ludźmi, którzy sami podejmują wybory życiowe.” Czyżby w Polsce było tak źle, że Premiera nie stać na kurtuazyjną nawet zachętę do wracania na ojczyzny łono? Czyżby powracających, w najlepszym wypadku, czekała praca złomiarzy lub, co gorsze, zajęcie śmietnikowych grzebaczy – zawód, który stracił wielce na popularności w 2005 roku po zwycięstwie obciachowych Kaczorów.

http://blog.rp.pl/gabryel/2008/11/18/dlaczego-cudzoziemcy-nie-chca-u-nas-studiowac/

http://www.rp.pl/artykul/2,224125_Tusk_w_Londynie__Nie_namawiam_do_powrotu.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz