Przybyło nam szamanów ludzkich umysłów, oj przybyło ostatnimi czasy. Okazuje się, że Basia Kamińska i Wojciech Sadurski - organizatorzy i sygnatariusze akcji wysyłania z powrotem chińskich podkoszulek i namawiania sportowców do krytykowania Chin na olimpiadzie w Pekinie, nie oczekują żadnych zmian po tych działaniach. Chodzi im tylko o symbolikę. Czyli protest dla samego protestu. Nieważne, że nieskuteczny. Ważne, by było głośno i z przytupem. By media o tym trąbiły, a organizatorzy mieli swoją minutkę na szklanym ekranie.
Innymi słowy, celem nie jest pomaganie jakimś Tybetańczykom. Chodzi o to by uczestnicy poczuli się lepiej. By wzrosła im samoocena poprzez kolektywny udział w przedwsięzięciu, mającym pozornie na celu poprawienie doli innych ludzi.
Nieważne, że altruizmu tam nie ma ociupinki. Istotne, że robi się coś wspólnie. To jest wartość sama w sobie. Bo człowiek jest zwierzęciem stadnym i chce gdzieś przynależeć. I wszyscy o tym wiemy. Ale tylko niektórzy są wystarczająco sprytni, bezwzględni albo niemądrzy, by okazję złapać za rogi i powieść tłumy w przepaść samozadowolenia z powodu bezproduktywnego pierdnięcia w stołek.
Ostatnio świat zelektrywizowała wiadomość o wyłączaniu elektryczności na jedną godzinę w kilkudziesięciu miastach różnych krajów. Wyłączanie światła odbyło się w ramach akcji przeciwstawiającej się zagrażającym podobno Ziemi zmianom klimatu. Nieważne, że praktyczny efekt był żadny. Ponownie chodziło o tę "wielką symbolikę". A przy okazji nagłośniona została nazwy organizacji, która żyje z donacji i potrzebuje medialnej egzystencji jak kania deszczu. A co jest lepszego w tej materii od spektakularnej akcji? Media to kochają. Dzieje się bowiem coś „wielkiego i dobrego”. Coś co łatwo sprzedać.
Ciekawe tylko czy media byłyby równie zainteresowane w propagowaniu akcji, w której elektryczność jest wyłączona przez całą dobę. Efekt klimatyczny byłby pewnie 20 razy większy. Tylko oglądalność byłaby wtedy żadna i wpływy z reklam zerowe.
Wątpliwym też jest, aby media nagłośniły akcję bojkotu oglądania sprawozdań telewizyjnych z olimpiady w Pekinie. Po pierwsze, brak w takiej akcji wielkiej symboliki". Po drugie, media są raczej niechętne działaniom, zagrażającym ich wpływom i dochodom. A przecież bojkot telewizji, jest chyba jedynym realnym sposobem w zasięgu przeciętnego obywatela, do pomniejszenia przychodów organizatorów igrzysk i rzeczywistego wpłynięcia na działania rządu chińskiego.
Innymi słowy, celem nie jest pomaganie jakimś Tybetańczykom. Chodzi o to by uczestnicy poczuli się lepiej. By wzrosła im samoocena poprzez kolektywny udział w przedwsięzięciu, mającym pozornie na celu poprawienie doli innych ludzi.
Nieważne, że altruizmu tam nie ma ociupinki. Istotne, że robi się coś wspólnie. To jest wartość sama w sobie. Bo człowiek jest zwierzęciem stadnym i chce gdzieś przynależeć. I wszyscy o tym wiemy. Ale tylko niektórzy są wystarczająco sprytni, bezwzględni albo niemądrzy, by okazję złapać za rogi i powieść tłumy w przepaść samozadowolenia z powodu bezproduktywnego pierdnięcia w stołek.
Ostatnio świat zelektrywizowała wiadomość o wyłączaniu elektryczności na jedną godzinę w kilkudziesięciu miastach różnych krajów. Wyłączanie światła odbyło się w ramach akcji przeciwstawiającej się zagrażającym podobno Ziemi zmianom klimatu. Nieważne, że praktyczny efekt był żadny. Ponownie chodziło o tę "wielką symbolikę". A przy okazji nagłośniona została nazwy organizacji, która żyje z donacji i potrzebuje medialnej egzystencji jak kania deszczu. A co jest lepszego w tej materii od spektakularnej akcji? Media to kochają. Dzieje się bowiem coś „wielkiego i dobrego”. Coś co łatwo sprzedać.
Ciekawe tylko czy media byłyby równie zainteresowane w propagowaniu akcji, w której elektryczność jest wyłączona przez całą dobę. Efekt klimatyczny byłby pewnie 20 razy większy. Tylko oglądalność byłaby wtedy żadna i wpływy z reklam zerowe.
Wątpliwym też jest, aby media nagłośniły akcję bojkotu oglądania sprawozdań telewizyjnych z olimpiady w Pekinie. Po pierwsze, brak w takiej akcji wielkiej symboliki". Po drugie, media są raczej niechętne działaniom, zagrażającym ich wpływom i dochodom. A przecież bojkot telewizji, jest chyba jedynym realnym sposobem w zasięgu przeciętnego obywatela, do pomniejszenia przychodów organizatorów igrzysk i rzeczywistego wpłynięcia na działania rządu chińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz