Jacek Michał

sobota, 9 sierpnia 2008

Prywatność a demokracja


W Polsce toczy się gorąca dyskusja, na temat zasadności upublicznienia świadectwa zdrowia przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk, by wywrzeć presję na politycznym przeciwniku, ogłosił lekarski raport na swój temat – Podobno ma wytrzeszcz, ale poza tym jest zdrowy jak koń. Premier, najwyraźniej liczy, że u starszego Kaczyńskiego lekarze znajdą co najmniej powiększoną prostatę, jeden albo (lepiej) dwa hemoroidy i kamień żółciowy – im większy tym lepszy z punktu widzenia Tuska.

Łukasz Warzecha, dziennikarz niemieckiego Faktu, na swoim internetowym blogu zastanawia się nad przyczynami niechęci Lecha Kaczyńskiego do ujawnienia raportu lekarskiego na temat prezydenckiego stanu zdrowia. Nie przekonuje go argument „prywatności” medycznych danych. Dociekliwy pracownik polskojęzycznej gazety pisze: „Wolałbym od posłów PiS usłyszeć raczej rzeczowe uzasadnienie, dlaczego to obywatele nie mogliby się zapoznać ze stanem zdrowia najwyższych urzędników państwowych”.

Innymi słowy, Łukasz Warzecha ma sobie za nic zapisy w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stwierdzające, że każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (Art. 47) i, że nikt nie może być obowiązany inaczej niż na podstawie ustawy do ujawniania informacji dotyczących jego osoby (Art 51.1). Nic go nie obchodzi, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny (Art 32.2), a wszyscy obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach (Art 60).

Kiepska znajomość, lub negowanie podstawowych zasad prawnych, nie przeszkadza jednak komentatorowi wydarzeń politycznych w „demokratycznym państwie prawnym”, jakim jest Rzeczpospolita, w generalizowaniu i wyciąganiu daleko posuniętych wniosków. Łukasz Warzecha uważa, że „w politycznej rozgrywce z zasady może zostać wykorzystane wszystko, co dotyczy polityka i jest to sytuacja normalna”.

W tym momencie pojawia się szereg pytań. Prezede wszystkim, czy można postawić znak równości pomiędzy „normalną sytuacją” a „sytuacją prawidłową”? Z pewnością nie w każdym przypadku. Normalką jest w Polsce dawanie w łapę lekarzom, ale nie jest to sytuacja prawidłowa. Normalką też są w Polsce horrendalne cyfry śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, ale to też nie jest sytuacja prawidłowa. Łukasz Warzecha nie ma jednak problemu w zaakceptowaniu braku reguł w polityce, a zasadność politycznej wolnej amerykanki podpiera – nomen omen - przykładem z USA, gdzie jak twierdzi, w polityce „sfera prywatności (...) właściwie nie istnieje. A amerykańska demokracja ma się świetnie”.

Nie bardzo wiadomo skąd, i jaką drogą Warzecha doszedł do takiej konkluzji. Według ogólnie przyjętych norm logicznych, „prywatność” albo istnieje, albo jej nie ma. Czyżby w USA była jakas inna jej forma, która niczym kartofel w zimie istnieje na pograniczu bytu i niebytu - i można by powiedzieć, że jest, ale waściwie jej nie ma? Czy to może wytwór wyobraźni Warzechy?

I jak w takim razie ma się przekonanie Warzechy o świetności amerykańskiej demokracji? Czy można dziennikarzowi Faktu zawierzyć? Czy oparte jest na przypadku zjednoczonego politycznego frontu rządu Busha, opozycji i potężnych amerykańskich mediów, który doprowadził do zbrojnej napaści na Irak opartej jedynie na kłamstwach i oskarżeniach sfabrykowanych przez amerykańskich polityków. Czy może zauroczenie Warzechy amerykańskim systemem wynika z kilkutygodniowej zwłoki w akcji ratowniczej po huraganie „Katrina” na Florydzie w 2005 roku? Czy może oparte jest na braku amerykańskiego wydawcy gotowego opublikować opracowanie naukowe „The Israel Lobby” opisujące przemożny i niedemokratyczny wpływ rodzimej i obcej społeczności żydowskiej na politykę zagraniczną USA, które ostatecznie ujrzało światło dzienne w Wielkiej Brytanii w London Review of Books? Czy też może wynika z przyzwolenia na stosowanie tortur, wydanego armii amerykańskiej parę lat temu. A może to pogłębiająca się przepaść pomiędzy biednymi a bogatymi w USA, i malejąca z każdym dniem klasa średnia ma być dowodem na świetność amerykańskiego systemu politycznego. Czy też świadczyć ma o nim podjęta ostatnio w amerykańskim Kongresie rezolucja wzywająca polski rząd do powtórnego zapłacenia odszkodowań obywatelom o żydowskich korzeniach za szkody spowodowane narzuconą przez Sowiecką Rosję nacjonalizacją, przeprowadzaną po drugiej wojnie światowej przez komunistów, z których paradoksalnie wielu miało żydowskie pochodzenie?

Wracając do raportów lekarskich, to warto przypomnieć oświadczenie Tuska sprzed paru miesięcy, w którym Premier przyznał się do popalania za młodu marichuany. Z tą marichuaną to jest tak, że u niektórych ludzi o specyficznym układzie genetycznym, ta pozornie niegroźna używka, powoduje nieodwracalne zmiany psychiczne. Taki wrażliwiec sztachnie się dwa razy i od razu budzą się w nim demony obłedu, schizofrenii, czy też innej paskudnej neurozy. Ciekawe, jakim ukladem genetycznym cieszy się Tusk? W końcu jak ujawniać – to do końca.

http://lukaszwarzecha.salon24.pl/87562,index.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz