Złotówka i polska giełda tracą na wartości. Przyczyna? Zagraniczni inwestorzy wysprzedają polskie pakiety i walutę - pozbywają się ryzykownych papierów w krajach młodych ekonomii - twierdzą komercjalni analitycy. Ale to tylko częściowa prawda.
W czasach finansowego kryzysu, gdy kredyt jest drogi i trudno osiągalny, inwestorzy z długami nie mogą ich dłużej spłacać z nowozaciągniętych pożyczek. Muszą upłynnić swoje zasoby. Sprzedają więc wszystko. Między innymi złotówkę, której wartość na przestrzeni ostatnich paru miesięcy skoczyła o kilkadziesiąt procent. Teraz jest więc dobry czas by skasować zyski i uspokoić dłużników.
Powyższy proces nie ogranicza się do Polski, ma wymiar globalny. Większość dłużników pobiera zapłatę w walucie długu - amerykańskich dolarach. Stąd wzrost notowań „zielonego”. Ten wzrost wartości dolara będzie gwoździem do trumny amerykańskiej gospodarki, która w dużej mierze polega ostatnimi czasy na produkcji na eksport, napędzanej niską wartością amerykańskiej waluty.
Dlatego spokojnie można stwierdzić, że prawdziwy kryzys ekonomiczny w USA – największym światowym konsumencie dóbr wszelakich - dopiero się zaczyna. Trudno przewidzieć jego rozmiary, ale amerykańska konsumpcja drastycznie spadnie i będzie to miało negatywny efekt na gospodarki reszty świata. Kiedy kryzys przyjdzie do Polski? Pewnie z początkiem 2009 roku.
Przyczyny obecnego kryzysu przypominają te, które spowodowały kryzys w latach 20 ubiegłego stulecia – nadmiernie, niekontrolowane zadłużenie i brak państwowego nadzoru, pozwalającego zachłanności wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem. Warunki obecnego fiaska są jednak odmienne od tego 80 lat temu. Wtedy lokomotywa produkcji przemysłowej - USA – była w centrum kryzysu. Obecna siła napędowa światowej ekonomii – Chiny i po części Indie – stoi na szczęście z boku zawirowań finansowych. Dlatego wielkość kryzysu określi stopień, w jakim wewnętrzne zapotrzebowanie będzie w stanie utrzymać aktywność gospodarczą Chin i Indii. Te dwa państwa spełnią rolę bufora.
Paradoksalnie, wszelkie złagodzenia obecnych zawirowań ekonomicznych będziemy de facto zawdzięczać myśli komunistycznej. Bez sekretarza Mao nie byłoby długoletniego odseparowania Chin od Zachodu. Z kolei Indie to wytwór bliskich kontaktów z ZSRR wynikających z niechęci wobec USA i Wielkiej Brytanii. Bez komunizmu te państwa byłyby z pewnością integralną częścią systemu na Wall Street. Nie byłoby ekonomicznych „zderzaków”. Byłoby beznadziejnie. Innymi słowy, jesteśmy świadkami gdy po raz pierwszy w historii internacjonalistyczna ideologia Marksa będzie miała realny pozytywny efekt. Potencjalnie, komunistyczne Chiny będą zbawcą kapitalizmu. No cóż, systemy oparte na materialiźmie zawsze będą sobie bliskie, bez względu na pochodzenie.
W czasach finansowego kryzysu, gdy kredyt jest drogi i trudno osiągalny, inwestorzy z długami nie mogą ich dłużej spłacać z nowozaciągniętych pożyczek. Muszą upłynnić swoje zasoby. Sprzedają więc wszystko. Między innymi złotówkę, której wartość na przestrzeni ostatnich paru miesięcy skoczyła o kilkadziesiąt procent. Teraz jest więc dobry czas by skasować zyski i uspokoić dłużników.
Powyższy proces nie ogranicza się do Polski, ma wymiar globalny. Większość dłużników pobiera zapłatę w walucie długu - amerykańskich dolarach. Stąd wzrost notowań „zielonego”. Ten wzrost wartości dolara będzie gwoździem do trumny amerykańskiej gospodarki, która w dużej mierze polega ostatnimi czasy na produkcji na eksport, napędzanej niską wartością amerykańskiej waluty.
Dlatego spokojnie można stwierdzić, że prawdziwy kryzys ekonomiczny w USA – największym światowym konsumencie dóbr wszelakich - dopiero się zaczyna. Trudno przewidzieć jego rozmiary, ale amerykańska konsumpcja drastycznie spadnie i będzie to miało negatywny efekt na gospodarki reszty świata. Kiedy kryzys przyjdzie do Polski? Pewnie z początkiem 2009 roku.
Przyczyny obecnego kryzysu przypominają te, które spowodowały kryzys w latach 20 ubiegłego stulecia – nadmiernie, niekontrolowane zadłużenie i brak państwowego nadzoru, pozwalającego zachłanności wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem. Warunki obecnego fiaska są jednak odmienne od tego 80 lat temu. Wtedy lokomotywa produkcji przemysłowej - USA – była w centrum kryzysu. Obecna siła napędowa światowej ekonomii – Chiny i po części Indie – stoi na szczęście z boku zawirowań finansowych. Dlatego wielkość kryzysu określi stopień, w jakim wewnętrzne zapotrzebowanie będzie w stanie utrzymać aktywność gospodarczą Chin i Indii. Te dwa państwa spełnią rolę bufora.
Paradoksalnie, wszelkie złagodzenia obecnych zawirowań ekonomicznych będziemy de facto zawdzięczać myśli komunistycznej. Bez sekretarza Mao nie byłoby długoletniego odseparowania Chin od Zachodu. Z kolei Indie to wytwór bliskich kontaktów z ZSRR wynikających z niechęci wobec USA i Wielkiej Brytanii. Bez komunizmu te państwa byłyby z pewnością integralną częścią systemu na Wall Street. Nie byłoby ekonomicznych „zderzaków”. Byłoby beznadziejnie. Innymi słowy, jesteśmy świadkami gdy po raz pierwszy w historii internacjonalistyczna ideologia Marksa będzie miała realny pozytywny efekt. Potencjalnie, komunistyczne Chiny będą zbawcą kapitalizmu. No cóż, systemy oparte na materialiźmie zawsze będą sobie bliskie, bez względu na pochodzenie.